Przed najbliższym posiedzeniem Rady Europejskiej sprawy stanęły na ostrzu noża. Na pierwszy plan wysunął się konflikt o praworządność i wielka polityka. Na scenie jest też jednak ważny aktor drugiego planu – idea podwyższenia celów redukcji emisji gazów cieplarnianych z 40 do 55 proc. w 2030 r. i ponad 130 mld zł na transformację energetyczną. Dla Polaków to może być przełom w walce o czyste powietrze, niższe koszty energii i rozwój regionów w ramach funduszy sprawiedliwej transformacji. Jeżeli uda nam się porozumieć.
Rada Europejska w grudniu a klimat. Jak się porozumieć?
Pandemia zwiększa presję
W październiku Rada Europejska (w tym polski rząd) dała zielone światło Komisji Europejskiej do przygotowania propozycji zwiększenia celów redukcji emisji na najbliższą dekadę. Teraz ma zapaść decyzja, czy ten cel oficjalnie zostanie przyjęty. Mimo pandemii koronawirusa w Europie zainteresowanie ochroną środowiska i klimatu nie słabnie – jest wręcz odwrotnie. Do głosu dochodzi młode pokolenie, które martwi się o swoją przyszłość. Pandemia pokazała, jak krucha jest globalna równowaga, a w społeczeństwie wzrósł lęk, że zmiany środowiska mogą – jak wirus – wymknąć się spod kontroli.
Duże wsparcie finansowe
Większe unijne cele redukcji emisji są powiązane z dużymi pieniędzmi przeznaczonymi na ochronę klimatu. Polska ma szansę uzyskać wsparcie w rozwiązaniu krajowych problemów: walce z kopciuchami, oszczędzaniu energii, adaptacji do zmiany klimatu, czystym transporcie miejskim oraz tworzeniu nowych miejsc pracy w regionach, które będą odchodzić od węgla. Na samą, szeroko rozumianą, transformację energetyczną nasz kraj może otrzymać ponad 130 mld zł dotacji z UE i znacznie więcej w formie niskooprocentowanych pożyczek. Te instrumenty mają szansę wygenerować ogromne inwestycje – na poziomie nawet 700 mld zł. Czy to mało, czy dużo?
Przy dzisiejszym podzieleniu sceny politycznej i konfliktach wewnętrznych trudno o pragmatyzm. Brakuje polityków, którzy wezmą odpowiedzialność za transformację i powiedzą: to wystarczająco dużo. Tymczasem teraz piłeczka jest po naszej stronie. Jeden z ministrów mówił ostatnio, że „nie można być miękiszonem”. To prawda – odpowiedzialność za budowę polskiej, innowacyjnej, niskoemisyjnej energetyki leży po stronie Polski.
Rynek energii (ciepła i energii elektrycznej) obraca rocznie kwotami na poziomie 100 mld zł i to głównie z tych pieniędzy powinna być finansowana modernizacja sektora. Ale skoro dostępne są środki unijne, to powinny być one traktowane jako dodatkowe finansowanie bardziej ambitnych pomysłów modernizacyjnych. Można je przekierować na wsparcie gospodarstw domowych w oszczędzaniu energii i eliminacji kopciuchów. Polska energetyka, bez względu na ambicje klimatyczne, musi inwestować w nowe technologie, bo wkrótce dostanie zawału. Gdybyśmy nawet wypisali się teraz z Unii Europejskiej, energetyce nie będzie łatwiej się zmodernizować, wydobycie węgla na pewno nie wzrośnie, a złej jakości powietrze samo się nie poprawi.
Czy 55 proc. redukcji emisji jest możliwe?
Redukcja emisji gazów cieplarnianych o 55 proc. w 2030 r. to będzie nowy cel dla całej Wspólnoty. Z obliczeń Forum Energii wynika, że aby udało się zrealizować to wewnętrzne zobowiązanie, Polska powinna ograniczyć własne emisje o ok. 44–51 proc. Nawet bez celów unijnych zredukujemy emisje o ponad 40 proc. Mamy do zrealizowania wiele dużych projektów modernizacyjnych w energetyce, transporcie i przemyśle. Realizując te inwestycje, kluczowe dla bezpieczeństwa energetycznego i ekonomicznego, możemy wnieść swój wkład do unijnej polityki klimatycznej i pozyskać fundusze, a z nowego, zielonego przemysłu uczynić koło zamachowe gospodarki. Bez postępu i rozwoju znajdziemy się na peryferiach Europy.
Czy możemy coś dodatkowo ugrać?
Nową inicjatywą, która ma szanse uzyskać poparcie innych krajów, jest fundusz solidarności energetycznej – unijny mechanizm przeciwdziałania ubóstwu energetycznemu – nie tylko w Polsce, ale w całej Unii Europejskiej. Jedną z większych barier dla transformacji energetycznej jest nierówny podział kosztów z niej wynikających. Wzrost kosztów ogrzewania o 200 zł rocznie ma inne znaczenie dla rodziny mieszkającej w dużym mieście w bloku niż dla emerytki mieszkającej w dużym domu na wsi. Dlatego planując duże zmiany systemu energetycznego, ciepła i transportu, trzeba rozważnie rozłożyć koszty, a sytuację na bieżąco monitorować i raportować. Konieczne jest stworzenie mechanizmów redystrybucji i wsparcia nie tylko uboższych, lecz także wykluczonych, np. transportowo. Polska nie posiada rozwiązań, które wspierałyby uboższą część społeczeństwa w opłaceniu kosztów energii, a skala zjawiska właściwie jest nieznana, bo brakuje danych. Fundusz ma pomóc zdiagnozować i rozwiązać ten problem. Do Rady Europejskiej zostało kilka dni. To najważniejsze spotkanie unijne od dekady. Nowy budżet to wielka szansa dla obywateli, dla gospodarstw domowych, biznesu, regionów. Jeżeli nie uda nam się porozumieć, zostaniemy z naszymi problemami sami. I nie chodzi wyłącznie o pieniądze.
Data publikacji : 8 grudnia 2020
Autorzy opracowania
dr Joanna Maćkowiak-Pandera